Nasze Mrozaczki

Pora przedstawić nasze Mrozaczki.

Nasze 5-dniowe zarodki

Mamy ich pięcioro i na zdjęciu liczą sobie 5 dni. Przy pewnym wysiłku można by je dostrzec gołym okiem, bo mogą mieć nawet ok 0,2 mm.

Aktualnie śpią – czekają na nas zamrożone w ciekłym azocie.

Kiedy na nie patrzę, zmienia mi się światopogląd. Uważam się za osobę tolerancyjną i każdemu oddaję jego prawo do wolności i decydowania o sobie. Zaczynam jednak trochę rozumieć przeciwników aborcji… Nasze zarodki są – przesadnie to zabrzmi – trochę już dzieciaczkami. W stadium blastocysty zdeterminowana jest już płeć, wygląd, a nawet charakterek po mamusi… To nie są przypadkowe komórki… 🙂

Aż kusi, aby nadać im imiona…

0 komentarzy

  1. „Uważam się za osobę tolerancyjną i każdemu oddaję jego prawo do wolności i decydowania o sobie.” Tylko jak takie małe istoty mają wyrazić swoją wolę? Ach, no przecież ich nikt nie pyta, kiedy myśli o własnej wolności.

    1. Miałam wprawdzie na myśli wolę rodziców decydujących o być-albo-nie-być zarodków, bo też nie zapytałam moich czy godzą się na bycie zamrożonymi… Jak miałabym to zrobić 🙁 Ale zrobię wszystko, aby dać im godne życie. O to mi chodzi, kiedy piszę, że trudno mi sobie wyobrazić unicestwienie takich zarodków.

      1. Oczywiście. Twoja wypowiedź we wpisie jest zrozumiała i dla mnie pozytywna. Chciałem tylko wskazać (niekoniecznie Tobie), że zwolennicy aborcji na życzenie nie traktują rozpoczętego już życia jak istoty ludzkiej, którą przecież zarodek jest.
        Pozdrawiam.

  2. Izuś masz naprwdę pięknę i silne zarodki!Tylko najzdrowsze i najmocniejsze dotrawają do stadium blastocysty.Gratulacj!widać,że aż rwą się do życia!Napewno teraz już wszystko się uda-wierzę w Ciebie :*

  3. Trzymam kciuki za szybki powrót do zdrowia i udany transfer. Sama jestem przed drugą inseminacją i od półtora roku dobrze wiem co to czekanie i czkanie, a potem znowu czekanie… Tak więc ściskam gorąco i kibicuje, bo sama mogę niedługo podążać tą drogą…

  4. Witaj,
    Natrafiłam dziś na Twój blog i przeczytałam każdy wpis od deski do deski.
    Też się staramy o małe-wielskie szczęście, właśnie mija pełny rok. Co prawda nie mamy postawionej jakiejś konkretnej diagnozy ale leczymy (a właściwie jak na razie badamy się) w klinice leczenia niepłodności więc to trochę jak diagnoza o niepłodności – tylko jeszcze nie do końca wiadomo czym spowodowaną.
    Wiele uczuć o których tu piszesz towarzyszy i mi, czytam niektóre Twoje zdania tak jakby ktoś wyjął je z mojej głowy.
    Najbardziej zaskoczyło mnie, że pisałaś w poprzednim poscie o Dostinexie leku-killerze. Ja go biorę w dawce 1/4 tabl. raz na tydzień już chyba z pół roku i pierwsze słyszę aby ten lek miał jakieś killerskie działanie. Mam lekko podwyższony poziom prolaktyny po obciążeniu i wlasnie Dostinex mi ją zbija…

    1. Witaj. Nieprecyzyjnie się wyraziłam w sprawie działania Dostinexu. On leczy, co do tego nie mam wątpliwości. Mówiąc o nim killer, miałam na myśli to, że kręci się po nim w głowie i często zdarzają się omdlenia. Skomentowałam jedynie działanie niepożądane, którego doświadczyłam. Ale to raczej nie po 1/4 dawki, poza tym po kilku tabletkach organizm się przyzwyczaja.
      Magda, zgadzam się z Tobą, pójście do kliniki bezpłodności to przyznanie się samemu przed sobą, że jest jakiś problem i nazwanie tego po imieniu może być bolesne. Ale dobrze, że sprawdzacie co się dzieje. Czytałaś wpis o przesadnym optymiście, który wypiera z głowy całe zło i z tego powodu u lekarza może pojawić się kilka lat za późno? Mam jednak nadzieję, że nic złego u Was nie znajdą i zamiast na kolejną wizytę wyjedziecie na bezstresowy urlop… Ten może pomóc niegorzej niż lekarz… Powodzenia i trzymam kciuki!
      Piszesz o uczuciach, które też Ci towarzyszą. Kiedy zaczynałam pisać ten blog, myślałam, że nikt mnie nigdy nie zrozumie. Dzięki blogowi poznałam dużo osób, które borykają się z tym samym problemem. Jest nas więcej. Oby było nas jak najmniej…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *